środa, 12 czerwca 2013

Prolog

Nie była taka jak inne dwudziestolatki. Nie musiała siedzieć na uczelni i kuć tych wszystkich terminów, które i tak już od dawna znała na pamięć. Nie była wilkołakiem ani wampirem. Była hybrydą.
 Wysoka, piękna, smukła kobieta o długich krwistoczerwonych włosach i niesamowicie zepsutym charakterem. Potrafiła zrazić do siebie nawet własną rodzinę. W sumie, to zjadła ich jeden po drugim, Mamę, babcię, dziadka... ojca zabił jej brat. Zrobiła to, żeby kiedyś nie musieć wybierać - dobro własne, czy dobro ich. Wybrała siebie. Zainwestowała w siebie. Na świecie została jej tylko jedna osoba, która tak naprawdę jej nienawidziła.
Żyje na tym świecie zbyt długo, żeby nie wiedzieć jak kończą się te wszystkie dramatyczne historie związane z czułymi i kochającymi córeczkami, matkami czy żonami. Nie. To nie ona, ona była zupełnie inna. Od pięćdziesięciu lat zupełnie sama.
Wyjechała do Nowego Orleanu zaraz po 'tragicznym wypadku' w jej domu, by na nowo przeżyć swoje życie. Dzisiaj przeżywa je znowu. Piąty raz z rzędu.
Karla Edikson siedziała zapatrzona w lekko dymiący kubek z kawą. Od czterdziestu minut zastanawiała się, co ma właściwie napisać. Czy zapisać kolejny nudny jak flaki z olejem dzień spędzony na tym świecie, czy może odpuścić sobie w końcu pisanie tego całego dzienniczka.
Nagle coś odwróciło jej wzrok od kubka i szybko spojrzała na okno. Lubiła tę porę dnia, gdy słońce zachodziło i ustępowało miejsca swej siostrze - Księżycowi, jak w to wierzyli Inkowie.
Wstała od biurka i podeszła do okna, rozchyliła pomału zasłony z ciężkiego pluszu i wyjrzała na zewnątrz. Na ulicy była martwa cisza - martwa - zaśmiała się pod nosem - to dość trafna uwaga. Dziewczyna zasuneła z powrotem okno i odwróciła się by wrócić do pisania. Nie zdążyła podnieść wzroku gdy ktoś silny uchwycił jej ramię.
- Nie polecam się szamotać, bo będzie bolało podwójnie. - Powiedział niski męski głos. Karla spojrzała na napastnika i zaśmiała się gorzko.
- Teraz wracasz? - wyszeptała - I co? Myślisz, że tak po prostu przyjmę Cię z otwartymi ramionami? - Zapytała lodowatym tonem. Jej zielone oczy zaszły szarością. Chłopak nawet nie drgnął nadal wykręcając jej rękę do tyłu. - W tej chwili to nie ma znaczenia, są ważniejsze sprawy. - Gdyby nie znała go przeszło by jej przez myśl to, że jest nie spełna rozumu. Złapała go wolną ręką za szyję i ścisnęła mocno. - Dla mnie nie ma już rzeczy ważnych Greg - wysyczała. Chłopak puścił jej ramię i złapał rękę, którą ściaskała jego gardło. - Masz dziesięć sekund, żeby powiedzieć mi, dlaczego tu wróciłeś a potem Cię zabiję. Wbiła mu paznokcie w gardło i puściła bacznie patrząc na jego wykrzywioną grymasem twarz. Gdy złapał w pełni oddech powiedział - Marcus wrócił. Szuka nas...
- Nie nas a Ciebie. - odpowiedziała. - Wyjdź nie zamierzam z Tobą więcej rozmiawiać.
- To Twój brat! - Wrzasnął. - Już nic dla Ciebie nie znaczę? - Podszedł do dziewczyny, która odskoczyła szybko od niego wyciągając przed siebie rękę - nie zbliżaj się! Nie masz prawa przychodzić do mnie po tym, co mi zrobiłeś, po tym wszystkim jak Ci ufałam!
- Nie bądź śmieszna. Od początku wiedziałaś, jak to się skończy. Nie mógłbym być z kimś takim jak Ty.
- Oczywiście, Ciebie zawsze kręciły niskie słodkie brunetki, niestety ja taka nie jestem. - odpowiedziała z uśmiechem ukazując równiuteńkie białe zęby.
- nie. interesowały mnie kobiety, które widziały we mnie mężczyznę a nie...
- przyjaciela? Partnera? Greg! Chodzimy po tym świecie już dwieście lat, czy Ty naprawdę myślałeś, że będę słodką idiotką, która będzie się pięknić dla Ciebie, nosić długie suknie i udawać tępą blond idiotkę?
- nie. Ale nie mogłem być z kimś z kim rywalizowałem o pierścień. Który z powodzeniem zyskałaś. - Powiedział patrząc na jej dłoń. Dziewczyna odgarnęła włosy do tyłu i popatrzyła na niego jednym z tych swoich wyniosłych spojrzeń. - wiesz, Greg, nie bierz tego do siebie... ale jesteś strasznie beznadziejny. Walczyłeś ze mną przez ponad sto lat o pierścień, który - owszem! - zdobyłam sama, bez żadnej pomocy wilkołaczych przyjaciół, którymi tak się szczycisz, po tym jak mnie zdradziłeś i uciekłeś jak tchórz !
- odszedłem bo mnie chciałaś zabić!
- i żałuję, że tego nie zrobiłam, ale zawsze możemy to nadrobić teraz. - podeszła do niego szybciej niż zdążył mrugnąć oczami. - żegnaj Greg.
- nie ! Czekaj, Karla, muszę Ci coś powiedzieć... - wyksztusił, gdy przycisnęła go do ściany. Patrzyła w jego błękitne oczy, które pomału zaczęły zachodzić mgłą. - p-p-prosze... - Nie chciała go słuchać. Miała dość. Nawet jeśli już nigdy nie dowie się czego ten robak od niej chciał nie ważne. Mogła żyć bez niego te pięćdziesiąt lat, przeżyje kolejne tysiące. - On....cie....hrrr..zabije...ekh... - gdy jego oczy zgasły puściła go wolno. Upadł na podłogę, wyciągnęła z szuflady srebry kołek i wbiła mu go prosto w pierś. - Gnij. Na nic więcje nie zasługujesz...

1 komentarz:

  1. Ty każdego byś uśmierciła... :x zaczynam się obawiać o własne życie. :D

    Łopokowa <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy